środa, 20 listopada 2013

Aż do krwi






Przede wszystkim zaś godna podziwu i trwałej pamięci była matka. Przyglądała się ona w ciągu jednego dnia śmierci siedmiu synów i zniosła to mężnie. Nadzieję bowiem pokładała w Panu. Pełna szlachetnych myśli, zagrzewając swoje kobiece usposobienie męską odwagą, każdego z nich upominała w ojczystym języku. (2 Mch 7, 20-21)

Za każdym razem kiedy czytam ten fragment Księgi Machabejskiej przechodzi mnie dreszcz. W świecie, w którym wszystko musi łatwe, przyjemne i najlepiej „na już”, takie zachowania mogą budzić jedynie politowanie. I jasne – macie prawo sądzić, że przecież mogli dla „świętego spokoju” (o którym pisałem ostatnio) zjeść ten głupi kawałek mięsa, zamiast dać się posiekać. Ja jednak myślę, że jak zwykle w Słowie Bożym chodzi o coś większego niż ta nieszczęsna wieprzowina.

Dla Izraelitów Prawo było najważniejsze, gdyż było ono ustanowione przez samego Boga. Z tego też powodu trudno dziwić się faryzeuszom, którzy jako „oddzieleni” od reszty ludu tak mocno przestrzegali chcieli go przestrzegać – żeby przypadkiem nie urazić samego Boga. I skonfrontujmy to teraz z naszą wrażliwością na grzech (a pierwszą osobą dla której to piszę jestem ja sam). Czy nie dominuje w nas obojętność i lekceważenie grzechu? Ile razy sobie mówiliśmy: „Pan Bóg się nie obrazi jak zrobię to i tamto”? Tymczasem dziś widzimy jak wierni Izraela dają się zabić, byle tylko nie przekroczyć Prawa! Kogo z nas stać na coś takiego?

Grzech stał się dla niejednego z nas czymś śmiesznym, groteskowym – po prostu takim kościelnym gadaniem. Bo Kościół taki nieżyciowy, bo świat funkcjonuje inaczej, bo trzeba walczyć o swoje wszystkimi dostępnymi środkami – nawet, jeśli nie mają one nic wspólnego z jakąś ogólnie przyjętą moralnością. Można więc kłamać, kraść, zabijać (i dosłownie i metaforycznie) – bo przecież „inaczej nie można”. Cel uświęca środki.

Myślę sobie, że bliscy jesteśmy adresatom Listu do Hebrajczyków, gdzie padają słowa: Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc przeciw grzechowi. (Hbr 12, 4) Myślę też, że świadomość że prawie wszystko zależy od Boga i Jego łaski jest dla nas bezpiecznym wyłomem żeby popadać w przeciętność. Bo wiele naszych złych postaw, grzechów i zniewoleń ciągle w nas jest bo jesteśmy zwyczajnymi leniami, bo nie ma w nas woli walki i motywacji. Kto z nas może powiedzieć, że opierał się grzechowi aż do przelewu krwi? Czy dałbyś się pokroić, byleby nie zgrzeszyć? Ja sam na oba te pytania muszę niestety udzielić negatywnej odpowiedzi.

Jest jeszcze jedna rzecz, która napawa mnie optymizmem w tym Słowie. Wiara Izraela za panowania Antiocha była w odwrocie. Wielu wyznawców Jahwe ugięło się pod jego rozkazami i chcąc chronić swoje życie uległo łamiąc Prawo i odstąpiło od Pana. Znaleźli się jednak Ci, którzy się sprzeciwili. I to właśnie oni zostali zapamiętani jako bohaterowie.

Dużo się dziś mówi o tym wstrętnym „współczesnym świecie” (choć to chyba kwestia spojrzenia i widzenia Bożych darów, których w nim co niemiara). Może i wokół Ciebie panuje niewola grzechu. Może wszyscy wokół Ciebie porzucili Prawo i uznają grzech za śmieszną gadaninę. Zaufaj Panu i miej Jego Prawo w swoim sercu – na pewno nie zostaniesz zapomniany przez Niego, bo On będzie Cię strzegł jak źrenicy oka (Ps 17).

Dziś jest być może dobry dzień by zrewidować naszą wolę walki, motywację, duchowe lenistwo. Czy naprawdę jest w nas pragnienie bycia z Bogiem, czy jesteśmy tylko marnymi pozorantami. Trzeba mieć odwagę by stanąć w prawdzie przed sobą, ale Bóg ma moc nas przemienić. Są momenty (a mówię z własnego doświadczenia), kiedy wiara przestaje być sielanką i przyjemnością, a staje się polem ciągłej walki ze sobą i ciężką robotą. Ale kto wytrwa do końca ten będzie zbawiony. (Mt 10,22 )

Gotowy do walki?