poniedziałek, 17 lutego 2014

Nie utoniesz. Nie spłoniesz




Gdy pójdziesz przez wody, Ja będę z tobą,
i gdy przez rzeki, nie zatopią ciebie.
Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się,
i nie strawi cię płomień.

Zdarzają się nam nieraz gorsze okresy. Niby pamiętamy czego Pan Bóg dokonał w nas wcześniej. Niby wiemy, że nasze myślenie o sobie i o naszej sytuacji w 99% jest nieprawdą. Dobrze znamy doświadczenie emocjonalnego dołka, gdzie większość rzeczy napawa pesymistycznie, gdzie kolory przybierają różne odcienie szarości.

I wtedy zjawia się On. Zjawia się w sposób najmniej spodziewany. Po prostu przypomina o tym, co kiedyś sam obiecał i nigdy nie odwołał.

Każdy kto miała jakąkolwiek styczność z ogniem wie, że trzymanie ręki nawet nad rozpaloną zapałką w zbyt bliskiej odległości nie jest rozsądnym posunięciem – najzwyczajniej w świecie się sparzymy i będzie bolało. Podobnie z wodą, gdy toniemy. Lęk, panika, brak racjonalnego myślenia, silne reakcje emocjonalne i silny instynkt przetrwania.

Podobnie w naszym życiu. Walka z grzechem, walka z nałogiem, walka z uzależnieniem, walka lub ucieczka przed tymi, którzy nas krzywdzą. Przeżyć. Przeżyć. Przeżyć. Byle do jutra.

Każdy z nas ma taką wodę, w której już wydaje się, że idzie się na dno, tylko gdzieś mała rureczka do oddychania wystaje z nad tafli wody. Każdy z nas ma taki ogień, który pali niemiłosiernie i nieraz pozostawia blizny. I co na to Bóg? Zdaję się mówić: nie ma takiego ognia, który by Cię spalił doszczętnie i nie ma takiej wody, w której poszedł byś na dno i utonął. Nie bój się, bo Ja Jestem.

W świecie, w którym kultura i media wypychają cierpienie na margines i udają, że nie istnieje, trudno jest cierpieć. Wystarczy pokręcić radiem, a tam sunie reklama za reklamą – suplement diety, lek, cudowna kapsułka na bezsenność, na seks, na odchudzanie, na ból zęba, na wszystko. Jedna tabletka i poczujesz się świetnie. Jeden kurs samodoskonalenia i będziesz tryskał energią, bez żadnego wysiłku. Zespół Lao Che śpiewa w jednej z piosenek: Poradzić mi chciej Magistrze Pigularzu, / Bo chciałbym się pozbyć cierpień mych bagażu / I wiem ja co koi ból krzyża i siedzenia / Poleć mi coś mocnego na ból istnienia.

Ale nie tylko mass media. Dziesiątki spotkań modlitewnych z modlitwą o uzdrowienie mogło w nas spowodować pewien rodzaj presji – muszę być zdrowy. Pan tak chce, na pewno. Muszę.

Nic nie musisz.

Nie będę sprzedawał tanich historyjek, że cierpisz, bo Bóg tak chce i trzeba to przyjąć, że cierpienie uszlachetnia. To zawsze jest rzeczywistość, której nie da się zrozumieć inaczej, jak w perspektywie Jezusowego krzyża. Cierpienie nas nie ominie. Ono nie jest jedynie po to, by się go pozbyć, wyrzucić poza nawias, poza wszelkie dyskursy. Jest po to żeby je dobrze przeżyć. I nie zapomnieć przypadkiem, że On jest z nami i Jego miłość się nie zmienia ani przez chwilę. W takiej perspektywie cierpienie może być nawet dobre i im bardziej będziesz przed nim uciekać, tym bardziej będziesz karmił swój lęk.

Patrzę w tył i widzę czas, kiedy Bóg prowadził mnie za rączkę. Dziś do wielu rzeczy muszę dochodzić samemu (oczywiście przy Jego delikatnej asyście). Może to jakaś oznaka dojrzewania? Na zasadzie – najpierw wędka i rybka, a potem tylko wędka? Nie wiem.

W pierwszym momencie wczorajszego fragmentu kazania na Górze pomyślałem, że Jezus do maksimum podwyższa poprzeczkę przykazań Prawa – i pewnie trochę tak jest. Spójrzmy jednak komu Jezus głosi osiem błogosławieństw i całe kazanie na Górze. Wypowiada te słowa do „błogosławionych” – nieszczęśliwych, głodnych, spragnionych, ubogich w duchu, prześladowanych. Także do mnie i do Ciebie. A więc to znaczy, że potencjalnie możemy do tej poprzeczki doskoczyć. Bóg widzi w Tobie to, czego nie potrafiłby dostrzec żaden człowiek. On nawet z gnoju umie zrobić nawóz. On nawet z Twojego cierpienia może uczynić coś dobrego.

Okazuje się, że szanse na to by czynić dobrze czy źle są takie same. Nie zżymajmy się na kulturę współczesną, że taka bezbożna, splugawiona, że chrześcijaństwo jest w odwrocie. Położył przed tobą ogień i wodę, co zechcesz, po to wyciągniesz rękę. Przed ludźmi życie i śmierć, co ci się podoba, to będzie ci dane. (Syr 15, 16). Nie położył życia 20 km dalej. Leży przed Tobą – bierz co chcesz.

Bóg tak bardzo nas kocha, że daje nam prawdziwą wolność – możemy wybierać między życiem i śmiercią. I nie ma nikogo kto bardziej Ci ufa i wierzy w Ciebie niż On.


2 komentarze:

  1. Świetny tekst. Naprawdę, aż poczułam przez sekundę maleńkie ukłucie zazdrości, że to nie ja go napisałam :) Chodzi za mną od kilku dni taka myśl, że ten trudny czas, który się zdarza w życiu każdego z nas, jest podarunkiem od Boga, który możemy wykorzystać na różne sposoby: albo przeżyć go jako depresyjną pustkę, albo jako oczyszczającą pustynię. To jest piękne :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, tylko weź to teraz przyjmij jakoś w miarę cierpliwie... łążąc po górskich szlakach widzi się tylko las, kamienie, dróżkę i ciągle jest pod górkę. Dopiero widok na szczycie wszystko wyjaśnia :)

      Usuń