Wytrwajcie we Mnie, a Ja [będę trwał] w was. Podobnie jak latorośl nie
może przynosić owocu sama z siebie- jeśli nie trwa w winnym krzewie- tak samo i
wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. (…) Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja
was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje
przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania
Ojca mego i trwam w Jego miłości. (J 15, 4. 9-10)
Prawo miłości jest czymś
najbardziej podstawowym, jest sercem Dobrej Nowiny. Zależność wydaje się wręcz
banalna – jaką mam relację ze Stwórcą, taką będę miał ze wszystkimi i z samym
sobą. Niestety, jak to zwykle w życiu bywa, łatwo
przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać- nie. (Rz 7, 18)
Coraz mocniej przekonuję się, że
wszelkie wypełnianie prawa lub choćby najpiękniejszej i najszlachetniejszej
tradycji bez miłości jest niczym. Ona jest fundamentem wszystkiego.
Niesamowicie adekwatne jest tu augustynowe Kochaj
i rób co chcesz! Gdybyśmy we wszystko co robimy wkładali miłość,
zmienialibyśmy rzeczywistość i burzyli mury. Ta piękna w gruncie rzeczy
motywacja zmienia się jednak w momencie gdy sobie uświadomimy, że prawdziwa
miłość to miłość ukrzyżowana.
Nie potrafię się zgodzić na Boga,
który ma przybite ręce i nogi do krzyża i nic nie może. Nie potrafię się
zgodzić na Boga, który jest opluwany, wyszydzany, który jest pośmiewiskiem,
głupstwem w oczach świata. Nie potrafię się zgodzić na to, że schyla się i
umywa mi nogi. Wolę Go triumfującego, chodzącego w chwale, uzdrawiającego,
showmana, celebrytę. I najlepiej, żebym jeszcze i ja coś ugrał dla siebie,
jakąś małą prowizję za bycie grzecznym katolikiem.
Moje fałszywe obrazy Boga.
Moje fałszywe postrzeganie
rzeczywistości.
Jezus będzie przez 40 dni
wychował nas do miłości. Będzie cierpliwie tłumaczył i wyjaśniał na czym polega
życie na tym naszym ziemskim grajdołku – o ile będziemy chcieli słuchać. I sam
pokaże, jak wygląda miłość w praktyce. Bo bez praktyki nie ma ona żadnego
sensu.
Ryzyko zranienia jest ogromne. Zawsze
jest, kiedy przestajemy kalkulować a zaczynamy naprawdę wchodzić w to na maxa.
To nieustanne ryzyko, że dostaniemy po grzbiecie. Mimo to warto. Skoro sam Syn
Boży zdecydował się na taki krok, czemu ja miałbym nie spróbować?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz