środa, 3 grudnia 2014

Czekanie


Nie będę dziś zbyt odkrywczy, ale kilka dni temu kolejny raz dotarło do mojej zakutej głowy, że Adwent to nie żadne oczekiwanie na Uroczystość Bożego Narodzenia, ale oczekiwanie na to, że Pan przyszedł powtórnie. Tak ostatecznie, żeby wszystko się miało nowy początek już z Nim, w Jego obecności, bez całego cierpieniu i bólu, w którym żyjemy na tym świecie. Pewnie dlatego w swojej mądrości Kościół osadza Adwent na początku roku liturgicznego, jako swego rodzaju „nowe otwarcie” – bo On już naprawdę jest tuż tuż!
Chciałbym się z wami czymś podzielić. Przyznam szczerze, że Adwent dopiero u progu, a u siebie widzę już pierwszy owoc. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie było u mnie takiej tęsknoty i takiego pragnienia żeby On już naprawdę przyszedł. Być może to przez to, że od dłuższego czasu nie jest u mnie kolorowo i zdecydowanie więcej mam powodów do zmartwień i smutku, niż do radości. Ale jednocześnie najmocniej jak dotąd odczuwam jak bardzo jestem w Jego rękach.
Może nam być źle, może się nam wydawać że utknęliśmy w potrzasku bez wyjścia, że nasze życie nie ma sensu, że problemy tak nas przytłaczają, że więcej nie damy rady unieść. Jestem jednak przekonany, że On nie chce dla nas takie życia i nie dopuści, żebyśmy trwali w takim stanie w nieskończoność, bo nie po to zostaliśmy stworzeni. Jesteśmy dziećmi Boga. Jesteśmy Jego Oblubienicą, a On już biegnie żeby nas ocalić i wyrwać z tego marazmu; żeby nam pokazać po co tak naprawdę jesteśmy, jaka jest nasza życiowa misja. Nie pozwól wmówić sobie, że nigdy nie będzie lepiej – jeśli oddałeś Mu swoje życie, to jesteś w dobrych rękach. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś – nie czekaj już dłużej, bo samemu nic lepszego nie wymyślisz. On jest dobry. On mówi:  oto wyryłem Cię na obu dłoniach (Iż 49, 16), a z Jego Słowem się nie dyskutuje – jeśli tak powiedział, to tak właśnie jest.
Wiem, pomyślicie, że to wbrew logice, ale przecież miłość jest wbrew logice. Miłość, właśnie przez to, że nie rządzi się prawem ekonomii, zysku i strat, ale że jest karmiona Wiarą i Nadzieją potrafi zmieniać rzeczywistość i nadawać jej sens. Zresztą – zerknijcie na 1 Kor 13, a św. Paweł lepiej wam to wytłumaczy.
Strasznie wzruszają mnie Tesaloniczanie, do których św. Paweł kierował swój list. Ci ludzie naprawdę zawierzyli Słowu. Po prostu, tak uwierzyli w przyjście Pana i czekali na to, że stwierdzili, że po mają pracować i się trudzić, skoro już jutro, już za godzinę, za minutę może przyjść Pan! Dobrze jednak, że trafili na mądrego człowieka Pawła, który ich koryguje, mówiąc: Kto nie chce pracować, niech też nie je (2 Tes 3, 10b). To nam pokazuje, że nasze oczekiwanie nie ma być bierne, ale aktywne. Nie mamy siedzieć bezczynnie, ale nasze czuwanie to ma być konkretna robota.
Jak to zrobić? Bardzo prosto.
Nie zamykaj się w swojej matni. Nie bagatelizuj swoich problemów, ale tez nie wyolbrzymiaj. Na pewno masz kogoś, komu teraz jest gorzej od Ciebie. Idź do niego. Bądź przy tej osobie. Spotkaj się z nią, zrób coś dla niej bezinteresownie, powiedz dobre słowo, oznajmij Dobrą Nowinę. Możesz nawet napisać smsa. Dla Ciebie to parę groszy, a możesz komuś ocalić życie. Serio. Wstań i zrób to.
Jezu, przyjdź wreszcie. Nie ociągaj się i nie zwlekaj, tylko przyjdź.
Bo czekam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz