A gdy wypełnili
wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta — Nazaret.
Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała
na Nim (Łk 2, 39–40).
Potem poszedł z nimi i
wrócił do Nazaretu; i był im poddany. (...) Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u
ludzi (Łk 2, 51–52)
W zasadzie te dwa fragmenty oddają całe 30 lat życia Jezusa
od lat Jego dzieciństwa do rozpoczęcia publicznej działalności. Kupa czasu,
czyż nie? A jednak wydaje mi się, że czas ten wcale nie jest mniej ważny niż
ostatnie 3 lata, w których Jezus z mocą głosi Królestwo.
Dwa krótkie fragmenty, pozornie nic nie mówiące na temat
tego okresu w życiu Jezusa. Brak tu szczegółowych opisów. Po przeczytaniu z
tych kilku krótkich zdań ciśnie się mi na usta jedno słowo – prostota. Zwykła
szara codzienność, niczym nie różniąca się od współcześnie żyjących Jezusowi mieszkańców
Nazaretu.
Pobudka, modlitwa, praca, posiłek, odpoczynek, rozmowy ze
znajomymi, rodziną, sąsiadami. Tak właśnie mogła wyglądać (i prawdopodobnie
wyglądała) codzienność mojego Zbawiciela. I to nie przez tydzień, miesiąc,
nawet rok. 30 długich lat (sam jeszcze przecież tyle nie mam). Daje mi to mocno
do myślenia, że Jezus też był kiedyś w moim wieku, że będąc dzieckiem bawił się
z innymi dziećmi, że zdobywał zawód, że miał znajomych, z którymi się spotykał;
że zgłębiał tajniki Tory, uczył się modlitwy, był poddany swoim rodzicom, i czynił
postępy w mądrości.
Ile w tych obrazach pozostało z tego poważnego, wielkiego,
triumfującego na tronie niebieskim Boga, którego nie raz widzimy w naszych
kościołach, na obrazach? Oczywiście – Bóg też jest taki. Jest potężny, jest
Panem żywiołów. Mimo to jednak Jego moc wzrasta w pokorze, w tym co małe,
zwyczajne, proste.
Poddać się pokornie woli Ojca. Czemu to takie trudne?
Naszej kulturze brak cierpliwości - ja sam widzę, jak bardzo
jestem jej niewolnikiem. Jedno kliknięcie i wszystko wiem, wpisuję w Google jedno
hasło i natychmiast mam odpowiedź (w końcu czego nie mam Internecie, tego nie
ma wcale). A naprzeciwko mnie staje Jezus. Pokora.
Nie tylko jestem niecierpliwy, ale jeszcze jestem straszliwym
leniem. I nie piszę tego bynajmniej dlatego, że mam się czym chwalić. I coraz
bardziej zaczynam dostrzegać jak każda chwila jest ważna, jak KAŻDA moja
decyzja ma wpływ na moje patrzenie na świat, na wszelkie zmiany w moim życiu. Jak wiele Jego cennych darów tracę.
Owszem, Jezus od początku był Bogiem, ale jednak – choć wcale nie musiał,
właśnie z tytułu swojej boskości – to jednak czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.
Bóg, który czyni postępy! Czy to nie szalone?
Tak, to szalone. Bóg oszalał z miłości do mnie. Właśnie taki Bóg mi się podoba. Chociaż jeszcze
pewnie zdąży mi się pokazać na 1000 różnych sposobów (wszak mówił św. Augustyn,
że cokolwiek powiemy o Bogu, już Nim nie jest). Pewnie nie raz jeszcze mnie
zaskoczy – i dobrze, bo w przeciwnym razie polegał bym tylko na jakichś swoich
wyobrażeniach. A On zawsze jest od nich większy.
Dzisiejsza lekcja dla mnie: ciągle muszę rozeznawać i
podejmować dobre decyzje. Od każdej z nich zależy moja przyszłość. 30 lat życia
ukrytego przygotowało Jezusa, by mógł wyruszyć by głosić wolę Ojca, uzdrawiać,
uwalniać, napominać. W końcu – by przejść przez Krzyż i Zmartwychwstać.
Jezus wzywa mnie abym wziął
swój krzyż i go naśladował. Może mnie nie będą, tak jak Jego, przybijać do
krzyża. Chodzi raczej o to, bym starał się myśleć, działać i decydować jak On.
Bym w moich wątpliwościach zadawał sobie pytanie: co Jezus zrobiłby na moim
miejscu? Oto dla mnie chodzi w naśladowaniu Jezusa – by przyjąć Jego mentalność.
Wzrastać w mądrości. Ciągle się uczyć. Nie uciekać od
krzyża.
Dlatego też, kto
chciałby iść ze mną, powinien ze Mną pracować, żeby idąc za Mną w cierpieniu,
towarzyszył mi także w chwale. (ĆD [95])
(2 Tm 2, 3 - "Emmanuel")
piękne:)
OdpowiedzUsuńmądre:)
OdpowiedzUsuńZ Twoimi rozważaniami łączy się jakże ciekawe pytanie dlaczego Wielki tydzień nazywamy wielkim? Przecież To był dopiero początek chociaż niby koniec. Jezus od początku był zwycięzcą i jak uciekali z nim Jego ziemscy rodzice i wtedy jak rozmawiał z burakami faryzeuszami. Zmartwychwstanie było kolejnym zwycięstwem, na dodatek wstępem do następnych tj zmartwychwstania Jego ukochanych czyli nas. Historia trwa! Ta nasza codzienność święta.
OdpowiedzUsuńPełna zgoda, choć to takie specyficzne zwycięstwo. No bo patrząc po ludzku - facet ginie w wieku 33 lat, opuszczony przez nabliższych, wzgardzony przez tych którzy powinni pierwsi rozpoznać w Nim Mesjasza (patrz: faryzeusze). Jednego dnia noszony na rękach i wychwalany, drugiego - "Precz! Na krzyż!". Tak sobie myślę, że po ludzku Jezus kariery nie zrobił (przynajmnije międzie swoimi). I ten fakt mnie, prawdę mowiąc, trochę uspokaja :) Bo mam wierzyć w Bogu (a ściślej: Bogu) a nie idolowi, który nic nie może.
OdpowiedzUsuńDzięki za ciekawe spostrzeżenia, Adamie, i pozdrawiam :)