Nie zraźcie pierwszym akapitem,
bo wbrew pozorom nie jest to artykuł prasowy jednego z serwisów sportowych.
Gdyby przypatrzeć się dyskusjom
wokół polskiej reprezentacji w piłce nożnej (nie mógł se chop znaleźć lepszego
tematu…), to jednym z głównych problemów jest brak odpowiedniego kandydata na
pozycję rozgrywającego. Wielu już próbowano na tej pozycji – i nic. A jest ona
ważna, gdyż zazwyczaj jest to zawodnik, który – jak to się mówi – „robi” grę,
rozdziela piłki do napastników czy też na skrzydła, by drużyna zdobywała gole i
zwyciężała mecze. Zawodnik biorący odpowiedzialność za grę, zazwyczaj zajmujący
miejsce w środku boiska, przez który
- jeśli drużyna coś sobą prezentuje, a nie rzuca tylko „długie piłki na Rasiaka”
- przechodzi większość akcji ofensywnych (grę defensywną tym razem pominę
milczeniem, najlepiej minutą ciszy).
Pomyślicie – no dobra, ale co to
ma wspólnego z tematyką bloga, jaki ma związek z poprzednimi wpisami? Zajrzyjmy
do dzisiejszej Ewangelii:
Ktoś inny spośród uczniów rzekł do Niego: Panie, pozwól mi najpierw
pójść i pogrzebać mojego ojca! Lecz Jezus mu odpowiedział: Pójdź za Mną, a
zostaw umarłym grzebanie ich umarłych!
W sumie dziwna sytuacja – gość zrobić
pogrzeb ojcu, a Jezus mu nie pozwala, bo inaczej nie może za Nim pójść. Tym dziwniejsza
się staje, jeśli zajrzymy do wczorajszego pierwszego czytania (1 Krl
19,16b.19-21) widzimy niemal bardzo podobną sytuację, gdzie Elizeusz zwraca się
do Eliasza: Pozwól mi ucałować mego ojca
i moją matkę, abym potem poszedł za tobą, a ten mu pozwala.
Moje mądre Pismo Święte rzecze,
iż pochowanie zmarłego ojca było u Żydów bardzo ważnym obowiązkiem, a zarazem
uczynkiem miłosierdzia – powiedzielibyśmy inaczej „dobrym uczynkiem”. I tak
sobie myślę, że w wielu z nas (w tym do niedawna we mnie) jest takie
zakamuflowane przeświadczenie, że na miłość Bożą trzeba sobie zasłużyć, a być może
w dzieciństwie wiele mówiło się nam o tych „dobrych uczynkach”, które trzeba
wypełniać. Czy jednak Bóg jest, tak jak my, zmienny? Czy jest inny w niedzielę
niż w środę? Inny rano, a inny wieczorem? Nie – On jest ZAWSZE TAKI SAM. To my
jesteśmy zmienni, z różnych powodów – nastawienia, temperamentu, pory dnia,
stanu emocjonalnego, zmęczenia. Broń Boże, nie neguję uczynków miłosierdzia, bo
św. Jakub powie, że martwa jest wiara bez
uczynków. Chodzi o coś innego.
Ciekawa jest odpowiedź Jezusa, a
szczególnie pierwsze słowa: Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich
umarłych! Grzebanie ojca jest ważne, ale najważniejszy jest Jezus! Mówiąc w
skrócie – najpierw jestem uczniem Jezusa, a dopiero potem, ze względu na Niego, dobrze czynię - bo pragnę naśladować swojego Mistrza. Pójdź za mną znaczy: ja będę przed Tobą, by Tobą pokierować. Jeśli
On jest w centrum mojego życia, to
wtedy jestem na dobrej drodze by odnosić kolejne duchowe zwycięstwa. Bo Jezus,
jako doskonałe odbicie Ojca, pragnie – jak dobry ojciec – brać odpowiedzialność
za swoje dzieci i dobrze je prowadzić.
Nie każdy z nas jest Diego
Maradoną czy Leo Messim, który zrobi parę
dryblingów, przejdzie kilku przeciwników i strzeli gola. Jasne, czasem uda nam się przeprowadzić dobrą „indywidualną
akcję”, ale dużo łatwiej jest, kiedy Ktoś bierze ciężar gry na siebie tak, byśmy
mogli zrobić swoje. I tym Kimś może być Chrystus.
Zwycięstwo wtedy przynosi
satysfakcję, gdy pracujemy na konto
drużyny, a nie tylko swoje własne. Jesteśmy Mistycznym Ciałem Chrystusa, więc
siłą rzeczy – pracujemy jeden na drugiego, budujemy wspólnotę dla dobra wszystkich. Nie wszyscy będą napastnikami strzelającymi gole – potrzebny jest
przecież i bramkarz, i obrońca i „czyszczący pole” defensywny pomocnik. Każdy
jest potrzebny.
Podstawą jest jednak dobry
rozgrywający. Daj poprowadzić się Bogu, a zwyciężysz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz