poniedziałek, 1 lipca 2013

Playmaker




Nie zraźcie pierwszym akapitem, bo wbrew pozorom nie jest to artykuł prasowy jednego z serwisów sportowych.

Gdyby przypatrzeć się dyskusjom wokół polskiej reprezentacji w piłce nożnej (nie mógł se chop znaleźć lepszego tematu…), to jednym z głównych problemów jest brak odpowiedniego kandydata na pozycję rozgrywającego. Wielu już próbowano na tej pozycji – i nic. A jest ona ważna, gdyż zazwyczaj jest to zawodnik, który – jak to się mówi – „robi” grę, rozdziela piłki do napastników czy też na skrzydła, by drużyna zdobywała gole i zwyciężała mecze. Zawodnik biorący odpowiedzialność za grę, zazwyczaj zajmujący miejsce w środku boiska, przez który - jeśli drużyna coś sobą prezentuje, a nie rzuca tylko „długie piłki na Rasiaka” - przechodzi większość akcji ofensywnych (grę defensywną tym razem pominę milczeniem, najlepiej minutą ciszy).

Pomyślicie – no dobra, ale co to ma wspólnego z tematyką bloga, jaki ma związek z poprzednimi wpisami? Zajrzyjmy do dzisiejszej Ewangelii:
Ktoś inny spośród uczniów rzekł do Niego: Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca! Lecz Jezus mu odpowiedział: Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych!

W sumie dziwna sytuacja – gość zrobić pogrzeb ojcu, a Jezus mu nie pozwala, bo inaczej nie może za Nim pójść. Tym dziwniejsza się staje, jeśli zajrzymy do wczorajszego pierwszego czytania (1 Krl 19,16b.19-21) widzimy niemal bardzo podobną sytuację, gdzie Elizeusz zwraca się do Eliasza: Pozwól mi ucałować mego ojca i moją matkę, abym potem poszedł za tobą, a ten mu pozwala.

Moje mądre Pismo Święte rzecze, iż pochowanie zmarłego ojca było u Żydów bardzo ważnym obowiązkiem, a zarazem uczynkiem miłosierdzia – powiedzielibyśmy inaczej „dobrym uczynkiem”. I tak sobie myślę, że w wielu z nas (w tym do niedawna we mnie) jest takie zakamuflowane przeświadczenie, że na miłość Bożą trzeba sobie zasłużyć, a być może w dzieciństwie wiele mówiło się nam o tych „dobrych uczynkach”, które trzeba wypełniać. Czy jednak Bóg jest, tak jak my, zmienny? Czy jest inny w niedzielę niż w środę? Inny rano, a inny wieczorem? Nie – On jest ZAWSZE TAKI SAM. To my jesteśmy zmienni, z różnych powodów – nastawienia, temperamentu, pory dnia, stanu emocjonalnego, zmęczenia. Broń Boże, nie neguję uczynków miłosierdzia, bo św. Jakub powie, że martwa jest wiara bez uczynków. Chodzi o coś innego.

Ciekawa jest odpowiedź Jezusa, a szczególnie pierwsze słowa: Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych! Grzebanie ojca jest ważne, ale najważniejszy jest Jezus! Mówiąc w skrócie – najpierw jestem uczniem Jezusa, a dopiero potem, ze względu na Niego, dobrze czynię - bo pragnę naśladować swojego Mistrza. Pójdź za mną znaczy: ja będę przed Tobą, by Tobą pokierować. Jeśli On jest w centrum mojego życia, to wtedy jestem na dobrej drodze by odnosić kolejne duchowe zwycięstwa. Bo Jezus, jako doskonałe odbicie Ojca, pragnie – jak dobry ojciec – brać odpowiedzialność za swoje dzieci i dobrze je prowadzić.

Nie każdy z nas jest Diego Maradoną czy Leo Messim, który  zrobi parę dryblingów, przejdzie kilku przeciwników  i strzeli gola. Jasne, czasem uda nam się przeprowadzić dobrą „indywidualną akcję”, ale dużo łatwiej jest, kiedy Ktoś bierze ciężar gry na siebie tak, byśmy mogli zrobić swoje. I tym Kimś może być Chrystus.

Zwycięstwo wtedy przynosi satysfakcję,  gdy pracujemy na konto drużyny, a nie tylko swoje własne. Jesteśmy Mistycznym Ciałem Chrystusa, więc siłą rzeczy – pracujemy jeden na drugiego, budujemy wspólnotę dla dobra wszystkich. Nie wszyscy będą napastnikami strzelającymi gole – potrzebny jest przecież i bramkarz, i obrońca i „czyszczący pole” defensywny pomocnik. Każdy jest potrzebny.

Podstawą jest jednak dobry rozgrywający. Daj poprowadzić się Bogu, a zwyciężysz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz